poniedziałek, 1 lipca 2013

002: Samotność wrogiem duszy

Can I be or was I there
It felt so crystal in the air
I still want to drown whenever you leave
Please teach me gently how to breathe
-Birdy -




Teodor Nott śmiał się rytmicznym tonem jeszcze przez parę sekund, a za każdym razem gdy napotykał zdruzgotane spojrzenie brązowych oczu Ginny, ponawiał serię. Dziewczyna miała wrażenie, że robił on wszystko, by wyprowadzić ją z równowagi. Zacisnęła mocno rękę w pięść pod stołem, czując ból wbijanych paznokci w miękką tkankę.
Nie rozumiała również, co wprowadziło Notta w tak znakomity humor. Rozważała ilość spożytego napitku oraz niestabilność psychiczną chłopaka. Nie od dziś było wiadomo, że był on samotnikiem, odludkiem społeczeństwa, który od czasu do czasu, dla własnych korzyści, sprzymierzał się z idiotami pokroju Dracona Malfoya. A to czyniło go dokładnie takim samym idiotą, którego wolała unikać.
Teraz jednak była skazana na jego towarzystwo, siedząc z nim w obskurnym barze, zaprzeczając własnym myślom, które nakazywały jej trzymać się od niego z daleka.
- Co ty do cholery robisz? - spytała w końcu ze słyszalnym w głosie zarzutem. Miała ochotę na wszystko, byle tylko przerwać napiętą strunę ciszy, wytworzoną wokół nich. Tylko od czasu do czasu zagłuszanej przez wrzaski upitych czarodziei. Bez dźwięk wisiał nad nimi zupełnie jak ogromny sopel lodu, który chwilę potem miał zerwać się i runąć prosto na głowę rudowłosej.
- Aktualnie? Piję wódkę - odpowiedział, ponownie krztusząc się śmiechem. Ginny miała wrażenie, że za chwilę zadławi się na dobre i dokładnie rozważała czy okazać mu pomoc. Zastanawiała się czy może raczej wyjść, udając, że nic się nie stało. Odurzeni alkoholem ludzie i tak nie zdaliby sobie sprawy z tego, że ktoś w barze potrzebuje pomocy.
Chciała jednak dowiedzieć się czegoś więcej o jego poczynaniach, więc z rezygnacją stwierdziła, że w takim wypadku byłaby zmuszona wybrać pierwszą opcję. Westchnienie abdykującego umysłu niemal wyrwało jej się z piersi, stając się rzeczywistym gestem.
- Chodziło mi o twoje wcześniejsze zachowanie – powiedziała pewnie, nie mając ochoty na kolejne tsunami ciszy. Może odezwała się zbyt głośno, ponieważ skąpo ubrana kelnerka odwróciła twarz w ich stronę.
- Picie wina?
Ginny podniosła brew do góry, zastanawiając się jak to jest być takim skończonym idiotą. Czy fascynująco jest wstawać każdego ranka wiedząc, że nie ma on żadnych perspektyw?
- Eh, a niech cię, Nott. Dobrze wiesz o czym myślę.
- Szczerze mówiąc, ja myślę, że powinnaś napić się jednego z tutejszych trunków - Przesunął dwoma palcami szklankę w stronę Ginny z do połowy pełnym drinkiem.
Dziewczyna natychmiast odsunęła kieliszek, miała wrażenie, że jeszcze zanim dotknął on jej ciepłej dłoni. Chłód lodu dodanego do napoju uraził jej palce zsyłając na nią Syberię dla tkanek. W czasie tej czynności napotkała dziwnie gorące opuszki Notta.
Ich spojrzenia się skrzyżowały, a Ginny poczuła jak rozżarzony węgiel topił jej czekoladowe oczy, zamieniając je w płynną masę. Jego wzrok, choć pijany, miał w sobie pewną siłę, która napawała ją zdumieniem. Ten człowiek był chodzącym sekretem własnej tożsamości.
Postanowiła ponowić więc swoje pytanie, tym razem uderzając w samo sedno. Nie miała czasu na jego gierki, ponieważ zdawała sobie sprawę, że kupowanie podręczników trwało kilka minut, a jej nieobecność trwała już przynajmniej o połowę więcej. Wiedziała, że lada moment rodzice zaczną się niepokoić, przeszukiwać okolice i jeszcze przez nią wpadną w kłopoty.
Przez jej umysł cichutko, na paluszkach, przebiegła myśl, co takiego stałoby się, gdyby zauważyli ją w zapijaczonym barze razem z zapijaczonym kolegą ze szkoły. A co powiedziałby Harry?
- Czy to ty pożyczyłeś mi pięć galeonów? - spytała, kładąc nacisk na trzecie słowo. Starała się nie zwracać uwagi na jego intensywnie irytujący, zawadiacki uśmiech, wskazujący na to, iż jednak miał z tą sprawą coś wspólnego. Chciała porozmawiać z nim jak z normalnym człowiekiem, wszystko wyjaśnić, ale Teodor był otoczony pajęczyną chroniących go tajemnic. Zawsze tak było; chował się w nich, byle tylko nie pokazać swojego prawdziwego oblicza. Był jak w zabezpieczającym go lustrze, które pokazywało tylko tą część jego, jaką on w danym momencie był skłonny uwidocznić swojemu rozmówcy.
- Czy wygląda ci dziś na święto Bożego Narodzenia? - zironizował, patrząc w górę, jakby szukał znaku z niebios. Ginny pomyślała, że faktycznie był on jej najwyraźniej potrzebny, by rozwiązać tą zawiłą sytuację. Po tych słowach Nott zanurzył usta w szklance, upijając kolejny łyk.
Dziewczyna przez moment obserwowała jego drgającą podczas przełyku krtań, zastanawiając się czy ta konwersacja miała jakąkolwiek szansę na powodzenie.
- Nie, dlatego zdziwiłam się, że bałwany chodzą po ulicach – odburknęła zrezygnowana, siląc się na nieszczery uśmiech, bardziej do siebie, niż Notta. Teodor spojrzał się na nią intensywnie.
- Po prostu mi podziękuj.
- Za co, skoro to nie ty dałeś mi potrzebne pieniądze? - zapytała, czując falę satysfakcji, przebijającą jej się pod skórą, która nieśmiało szeptała jej, że coś w nim się przełamało, niczym góra lodowa, gdy uderzy w twardą materię. Miała nadzieję, że nareszcie przestał żartować i ta dziecinada uległa końcowi. Niestety, zapomniała o jednym, małym szczególe. Rozmawiała przecież z Teodorem Nottem.
- Nigdy nie powiedziałem, że ci ich nie dałem.
- Na pewno? - W jego oczach pojawiły się niepokojące iskierki, przypominające małe sopelki lodu w morzu nocy.
- Nie.
Rudowłosa wiedziała, że czas jej się lada moment skończy, a przed oczami niemal namacalnie stał zegar, nerwowo wystukujący godzinę. Wskazówki niebezpiecznie szybko zmieniały swoje położenie. Stwierdziła, że musi spróbować innej metody, o ile chciała dowiedzieć się czegoś więcej. Bez żadnych dyskusji.
Z idiotami się nie dyskutuje. Pomyślała.
- Skoro to ty, a jak mniemam tak, pożyczyłeś mi te pieniądze, to muszę ci je oddać. Zaraz pójdę do taty i poproszę go o tą kwotę. Ty odzyskasz swoje pięć galeonów, a ja będę mieć czyste sumienie. Zaczekaj tu tylko – powiedziała, gotowa za chwilę zejść z krzesła i poszukać ojca.
Jego palce nerwowo przesunęły się ku dłoni dziewczyny, a dzieląca ich skóry bariera zdawała się być cienką iluzją. Dziewczyna zauważyła, że się wahał, jednak ostatecznie opuścił rękę.
- Nie musisz mi nic oddawać – szepnął cicho, jakby pogrążając się na chwilę w świecie marzeń.
- Jak to? Nie chcesz tych pieniędzy? - zapytała zaskoczona, nie dowierzając w bezinteresowność któregokolwiek ze ślizgonów. Przez chwilę panowała pomiędzy nimi napięta cisza, którą jednym tchem przerwał pogardliwy ton Notta:
- I tak już jesteś dostatecznie biedna.
Ginny poczuła się tak, jakby chłopak właśnie ją spoliczkował. Była bardzo wrażliwa na punkcie pieniędzy swojej rodziny. Więc każdy żart z ich udziałem był dla niej istnym utrapieniem, odczuciem jakby ktoś wbił w jej serce metalową śrubę i wkręcał coraz mocniej i mocniej, łamiąc kości niczym zapałki.
- Tylko finansowo, a to może się w każdej chwili zmienić, za to ty jesteś bardzo biedny umysłowo i niestety, póki co, nikt nie wynalazł na twoją przypadłość żadnego eliksiru – odpyskowała mu ze złością, natarczywie wpatrując się w kieliszek, którym Teodor właśnie się bawił, przesuwając po nim dłońmi; głaszcząc go troskliwie jak domowe zwierzę. Chłopak spojrzał na nią, dostrzegając na jej twarzy pokłady furii, uśmiechnął się do swojej szklanki.
- Zraniła cię moja uwaga? Nie musisz się jednak na mnie wyżywać, Ginevro Weasley – rzucił swobodnym tonem, po raz kolejny zanurzając usta w alkoholu.
- Nie wyżywam się na tobie, Nott – warknęła, zaciskając żuchwę.
- Lepiej wyżyj się teraz, bo wiedz, że za niedługo spędzimy ze sobą sporo czasu – odpowiedział teatralnym tonem, jakby właśnie odprawiał teatrzyk pod tytułem "Jak zrobić galaretę z mózgu Ginny Weasley". Dziewczyna jednak tylko parsknęła głośno śmiechem, przyciskając sobie rękę do ust. Nie wiedziała skąd w ludziach brał się taki tupet i głupota.
- Wiesz, Nott... Nie interesują mnie twoje niedorzeczne fantazje - odpowiedziała cierpko, uśmiechając się ironicznie do lady, na której opierała łokcie. Nie miała ochoty spoglądać w ciemną przestrzeń jego oczu, wyjątkowo ją irytujących.
- Niektóre fantazje stają się rzeczywistością. Ale ty o tym wiesz najlepiej, co nie, Ginevro Weasley?
Dreszcz przeszywający ciało Ginny sprawił, że prawie rzuciła się na Notta. Był on jak impuls elektryczny, gdy włączy się zasilanie. Ręce mimowolnie zaczęły jej się delikatnie trząść pod stołem, a włoski na plecach i rękach uniosły się w geście protestu przeciw wspomnieniom.
Pomyśleć, że na godzinę zapomniała o otaczającym ją koszmarze. Koszmarze, którego nie potrafiła wymazać z pamięci, który śnił jej się co noc przywdziewając najróżniejsze maski, które po odsłonięciu zawsze przedstawiały jego twarz. I aż ciężko było sobie wyobrazić, że osoba, przez którą rudowłosa zapomniała o problemach swojego życia, zatracając się w sprzeczce, była prekursorem kolejnych myśli o Tomie.
- Nie wiem o czym mówisz – odpowiedziała chłodno, pomimo wulkanu emocji kłębiącego się tuż pod skórą. Starała się być najbardziej pozbawioną jakichkolwiek uczuć istotą, jak to tylko było możliwe.
- A więc wkrótce się dowiesz – powiedział, spoglądając na nią ukradkiem. Ginny nic już z tego nie rozumiała. Nie miała zielonego pojęcia o co w tym wszystkim chodziło. Czy on należał do jakiejś mafii prześladowczej? A może do...
Właśnie w tym momencie drewniane drzwiczki uchyliły się, wydając charakterystyczny dźwięk informujący o tym, że ktoś właśnie wszedł do baru. Rudowłosa przerwała na chwilę dochodzenie w sprawie pieniędzy i obróciła głowę w stronę wejścia. Wysoki, umięśniony mężczyzna z świecącą w najdrobniejszym świetle łysiną, powoli sunął nogami w stronę lady.
Wszyscy obecni czarodzieje nagle umilkli, jakby podejrzany typ zabił ich samym wzrokiem. Na ich twarzach, pomimo typowych symptomów alkoholowego odurzenia, malował się strach powiązany grubą nicią z zaskoczeniem. Kelnerka, która wyszła z zaplecza upuściła kieliszki, a czerwone napoje rozlały się po podłodze niczym krew na miejscu zbrodni.
Ginny nie miała wątpliwości, że był on jednym z popleczników Toma.
Sam prekursor całego zamieszania wydawał się być niezwykle rozbawiony całą sytuacją. Teraz jego chód stał się nieco lżejszy, jakby przez te parę metrów zgubił dziesięć kilogramów. W końcu dotarł do kontuaru i z uśmiechem usiadł na krześle tuż obok Notta.
Rudowłosa zaobserwowała, że Teodor przesunął się w jej stronę i obrócił głowę w taki sposób, by uniknąć kontaktu wzrokowego z nowo przybyłym gościem. Czy ktoś taki jak on mógłby się bać?
Ginny posłała Nottowi zdziwione spojrzenie, ale też z nieco rozbawioną nutą. Nie odpowiedział jej na zaczepkę; przesunął się jeszcze bliżej, spuszczając z niej wzrok.
Łysy uderzył pięścią w stół, prawie że powodując rozlanie się kieliszka z alkoholem czarnowłosego. Barman natychmiast powrócił z zaplecza i przerażonym głosem spytał o wybór napoju. Ginny nie znała trunku, który sobie zamówił, lecz wiedziała, że ktoś taki jak on nie miał raczej w zwyczaju płacić. Była niemal pewna, że zaliczą mu to na koszt firmy.
- Na koszt firmy – zwrócił się do niego młody chłopak tuż zza lady, a drżący głos idealnie komponował się w konwulsje jakie przeżywały jego pozostałe kończyny. Ginny parsknęła śmiechem, choć wiedziała, że nie powinna. Teodor posłał jej spojrzenie godne największego mordercy.
- Coś cię bawi... - Łysol odwrócił się w jej stronę i uważnie zlustrował, omijając Notta w taki sposób, jakby był wyłącznie hologramem. Wtedy na jego twarzy wykwitł triumfalny uśmiech. - Te, ruda, ty jesteś przyjaciółką Pottera?
Ginny natychmiast zrobiła się biała jak ściana. Nie zaprzeczyła jednak.
- Tak, pamiętam, to ty! - Wskazał na nią palcem i pokiwał nim w górze. Zsiadł z krzesła, które wydało dźwięk ulgi i podszedł do niej, przy każdym ruchu uginając nogi jak kot skradający się na swoją ofiarę. - Czarny Pan na pewno się ucieszy gdy cię spotka. Może coś mu podpowiesz o Potterze? - spytał, a uśmiech nie schodził mu z obleśnej twarzy.
- Jedyne co mogę mu podpowiedzieć to to, że przegra – odpyskowała Ginny. 
W jednym momencie wydarzyło się kilka zdarzeń. Najpierw łysy chwycił rudowłosą gwałtownie za nadgarstek, powodując tym samym ból, przypominający założenie za ciasnych kajdanek. Ona starała się wyrwać, lecz on był stanowczo silniejszy. 
I wtedy do akcji wkroczył Nott. Nagle podniósł się z krzesła, jakby został porażony prądem o wysokim nasileniu. Wyrósł zza potężnego bezwłosego mężczyzny i chwycił go od tyłu. Tamten natychmiast się odwrócił, chcąc uderzyć na niego z całą swoją mocarnością, jednak w ostatnim momencie zaprzestał ataku.
- Dzieciak starego Notta? - On pokiwał głową, ale Ginny nie widziała reakcji drugiego. - Co ty tu robisz z tą dziwką Pottera?
Teodor spojrzał uważnie na rudowłosą, która ledwo trzymała się na nogach, ujmując ręką swój zbolały nadgarstek. W jego oczach nie widziała jednak współczucia czy ciepła, więc poważnie zastanowiła się co kierowało jego postępowaniem. Smoliste tęczówki wyrażały jedynie powagę.
Wiedziała, że nie odczuwał w nawet najmniejszym stopniu strachu. Po prostu nie bał się tego przysadzistego mężczyzny. Do głowy wpadła jej zwariowana myśl. Czyżby on ją krył przez ten cały czas? Czy próbował ją zasłonić?
- Zostaw ją – rzucił obojętnie, jakby mówił o porzuceniu papierka na chodniku, a nie życiu jakiejś osoby. Ginny czuła się jak w jakimś kiepskim przedstawieniu teatralnym, w którym jakimś cudem brała udział bez własnej zgody.
- Lubiłem twojego ojca, ale jeśli nie zejdziesz mi z drogi to dostarczę cię matce w kilku kawałkach. - Teodor zmarszczył się i przez ułamek sekundy dziewczyna zaobserwowała, że był zdenerwowany. Potem jednak jego twarz ponownie nie wyrażała żadnych głębszych uczuć. Czy on w ogóle jakieś miał?
Wtem Nott zbliżył się do potężnego mężczyzny i szepnął mu coś do ucha, nie spuszczając wzroku z zaskoczonej rudowłosej, która odzyskała już większą świadomość po całym zdarzeniu. Łysol odsunął się, prawie przydeptując tym samym tak małą w porównaniu z nim brązowowoką i odwrócił się do niej, mierząc ją wściekłym spojrzeniem.
Chwilę potem przybliżył się do kontuaru, zanurzył łapczywie usta w trunku i wyszedł szybkim krokiem z baru. Ginny miała wrażenie, że podczas jego kroków ziemia nieznacznie drżała. Wraz z jego odejściem w knajpie ponownie zrobiło się głośno.
Teodor obrzucił ją spojrzeniem, którego intencji nie potrafiła wybadać. Zastanawiała się co takiego mógł powiedzieć temu zapaleńcowi, dzięki czemu zrezygnował z zamiaru zawleczenia jej do Toma. Myślała także o tym, czy jakaś część Toma szepnęłaby mu, że kiedyś byli przyjaciółmi. Czy tak stary, zepsuty żądzą władzy człowiek miał w sobie jeszcze jakieś małe luki, w których schroniły się resztki dobra?
Zanim Ginny zdążyła się zorientować, czarnowłosy również ruszył szybkim, pewnym krokiem w stronę drewnianych drzwiczek, sprawiając wrażenie zdenerwowanego.
Miała w głowie jednocześnie pustkę i gnające tysiące niespokojnych myśli. Czuła się jak w jakimś szaleńczym pogoniu, gdzie jedna niedorzeczność ścigała drugą.
- Hej! - zawołała donośnie, starając się przekrzyczeć donośne gwary. 
Teodor zatrzymał się na chwilę, będąc jedną stopą w barze a drugą już na zewnątrz. Światło dnia wdarło się do ciemnego pomieszczenia, wylewając się niczym fala na twarz chłopaka. 
On odwrócił się w jej stronę i obrzucił ją ostatnim spojrzeniem, jakby mówiącym"to jeszcze nie koniec". Ginny jednak zdecydowanie miała już dość wrażeń.

~*~


Pierwszy września.
Ginny stała na zatłoczonym peronie, w którym to mogła na chwilę poczuć klimat powracania do szkoły. Tutaj nic się nie zmieniło, pomimo że tak naprawdę wszystko uległo diametralnej zmianie. W dłoni kurczowo ściskała małą walizkę zapakowaną aż po brzegi niezbędnymi przedmiotami do przetrwania roku.
Przetrwania... Jak głupio teraz to brzmiało w jej głowie. Do przetrwania raczej niepotrzebne były jej poskładane równo ubrania, szczoteczka do zębów i kilka par butów. Do przetrwania niezbędne były odwaga, zdolności i spryt. Zapakowane więc rzeczy należało raczej nazwać przyrządami, dzięki którym łatwiej było funkcjonować.
Pierwszy raz też u jej boku nie było nikogo z rodziny.
Fred i George skończyli już szkołę, rodzice byli zbyt zajęci i przejęci własnymi sprawami oraz zamieszaniem z Ronem z Harry'm, którzy wyruszyli w najniebezpieczniejszą wyprawę na świecie. Zdani wyłącznie na siebie, bez niczyich rad, na których mogliby się wesprzeć.
Wnętrze Ginny trawiło od środka z zazdrości, że sama nie mogła się tam z nimi udać. Oni mieli ratować społeczność czarodziejów, podczas gdy ona będzie zakuwać do sprawdzianów? Jaki był cel tej nauki, gdy nie wiedziało się nawet czy ta chwila nie była twoją ostatnią? Czy nie nadejdzie już nowy poranek, gdy już na zawsze utkniemy w krainie bez promieni światła, otoczeni zewsząd ciemnością?
Ekspres Hogwart przemknął przez pole widzenia Ginny, zupełnie jak wspomnienia, do których już zawsze przyszło jej powracać i zatrzymał się niezgrabnie. Szyny aż zazgrzytały, jakby wydając sprzeciw gwałtownej jeździe maszynisty i dziewczyna przez moment miała wrażenie, iż widziała niepokorne iskierki mające swój początek tuż nad brzuchem potężnej maszyny.
Rodzice najmłodszych czarodziei poczęli całować ich w czoła, szeptać czułe słówka o tym, jak to wspaniale będzie im w tej szkole oraz że z pewnością im się tam spodoba. Ginny zastanawiała się czy był jeszcze ktoś na tyle naiwny, by w to wierzyć. Miała wrażenie, że dzieci teraz po prostu rodziły się ze świadomością wpompowaną im przez krew niepewności swoich rodzicielek, jeszcze będąc płodem.
Rudowłosa zastanowiła się przez moment, co jej powiedziałaby matka, gdyby była z nią teraz na peronie. Czy zapewniłaby ją o bezpieczeństwie czy może raczej po prostu by ją przytuliła, niszcząc tym samym cały strach kłębiący się pod skórą dziewczyny? Przez tą samotność, która wkradła się do jej umysłu, paradoksalnie poczuła się jakby ktoś ją spoliczkował, dosadnie wyjaśnił jej, że przyczyną jej odosobnienia była jej własna osoba. Paradoksalnie, ponieważ była całkiem sama; nawet wiatr unikał jej obecności.
Ginny ostrożnie poruszyła stopami; dopiero teraz zdała sobie sprawę, że zupełnie zdrętwiały jej od ciągłego stania. Poczuła więc nieznaczny ból, który był jedynie małym kamyczkiem w wielkim kanionie jej wszystkich problemów. 
Bała się co mogło stać się Harry'emu, Ronowi i jej przyjaciółce, Hermionie, którzy udali się w poszukiwaniu przedmiotów, dzięki którym mogliby zniszczyć Toma. Dziewczyna dobrze wiedziała, że nie było to proste, a wręcz prawie awykonalne. Na własnej skórze odczuła działanie jego niszczącej potęgi, która potrafiła doprowadzić człowieka do obłędu.
Zanim rudowłosa zdążyła wsiąść do pociągu, ktoś zakradł się do niej od tyłu i jednym ruchem zakrył jej pole widzenia. Dezorientacja ogarnęła zmysł Ginny, a dłoń w której trzymała walizkę rozluźniła uścisk, powodując upadek trzymanej przez nią wcześniej rzeczy. Podobną niemoc czuła w czasie wakacji w barze z Nottem. Z Nottem, który w jakiś dziwny i niepokojący sposób przyczynił się do uratowania jej skóry. 
Krzyknęła odruchowo, lecz bardziej przypominało to jęk myszy niż wołanie o pomoc. Gdy tylko oszołomienie minęło, gwałtownie dźgnęła delikwenta łokciem w brzuch. Odsunął się z prędkością podobną do wjeżdżającego na stację ekspresu i natychmiast umożliwił jej widzenie. Zamrugała z nasiloną mocą i obróciła się w stronę przestępcy.
- N... Neville... - wydusiła zaskoczona, podbiegając do niego. Zauważyła, że ludzie stojący obok patrzyli się na nich z zaciekawieniem, ale zignorowała ten fakt. - Nic ci nie jest? - spytała, podając mu dłoń. Chłopak stał koślawo na nogach, lekko zgarbiony dotykał dłońmi swojego brzucha. Spojrzał ukradkiem na jej wyciągniętą rękę i spoglądał na nią badawczym wzrokiem jeszcze przez parę sekund, zanim przyjął pomoc, jakby próbując sprawdzić, czy przypadkiem ponownie niedostanie kuksańca w bok.
- Na Merlina, kobieto, chciałaś mnie zabić? - zapytał i spojrzał na nią srogim wzrokiem. Jego powaga uderzyła Ginny. Twarz nie wyrażała żadnych emocji, zupełnie jakby Longbottom na kilka minut zamienił się w marmurowy posąg. A i one mają czasem milsze wyrazy twarzy. - Pozostaw tą kwestię Sama-Wiesz-Komu. 
- Przepraszam, Neville... Nie wiedziałam, że to ty. Gdybym wiedziała, nie uderzyłabym cię.
- No ja myślę – odpowiedział, nadal dziwnie poważny. To po prostu wydawało się Ginny być jakimś chorym położeniem. Czy czegoś nie zrozumiała? Czy naprawdę zachowała się tak okropnie, uderzając kogoś, kto zakradł się do niej od tyłu, nie wiedząc kim był? Przez chwilę rozważyła całą tą sytuację. W momencie, gdy każdy mógł być zabójcą, Neville'owi zebrało się na jakieś szczeniackie wygłupy, za które jeszcze potem miał pretensje?
Po chwili wnikliwego obserwowania jego twarzy, Ginny już wiedziała, że coś w niej uległo zmianie, odkąd zobaczyła ją po raz pierwszy od zakończenia wakacji. Zmarszczki obok oczu się uwydatniły, a one same zamieniły w małe szparki koloru sadzy. I właśnie wtedy Neville wybuchnął serdecznym śmiechem, opierając łokieć na jej barku.
- Idiota – powiedziała Ginny, również uśmiechając się wesoło. Dobrze było znów go widzieć. Ponownie poczuć tą cudowną atmosferę, nawet jeśli tylko na tą jedną chwilę.
- No i kto to mówi? - Zrobił pauzę na zawadiacki uśmiech. - Nie, to znaczy, to dobrze, że jesteś taka czujna. Tylko czemu zawsze musisz być taka, gdy chcę ci zrobić niespodziankę?
- Niespodzianki chyba nie są w obecnym czasie najlepszą opcją, nie uważasz? - spytała, już trochę uspokojona, bo do jej głowy ponownie wdarł się złodziej, jednym strzałem zabijający jej wcześniejsze rozluźnienie.
- Niespodzianki są zawsze najlepszą opcją. Zwłaszcza w obecnym okresie.
- To znaczy? - zadała pytanie, nieco podejrzliwie.
- Tęskniłem. - Neville przytulił się do niej gwałtownie, a ona po krótkiej chwili odwzajemniła czułość. Nie rozumiała, jaki związek miało to z niespodzianką, jednak jedynym czego teraz pragnęła, było by chwila zapomnienia w ramionach przyjaciela trwała jak najdłużej. Zamknęła na chwilę oczy, czując, że ten rok, pomimo powrotu Toma i całego tego zagrożenia, mógł być jednak znośny.


~*~


Wiem, wiem, wiem. Ogromna przerwa, wynikająca z całego zamieszania związanego z rokiem szkolnym. Nie rozpieszczałam Was przez ten (ponad) miesiąc, przyznaję. Jednak teraz zaczęły się upragnione dla wszystkich wakacje, podczas których mam mnóstwo czasu i zapału do tworzenia i sprawdzania kolejnych rozdziałów. Tym razem nie przewiduję opóźnień ;)
W III rozdziale lub w IV, nie wiem jeszcze dokładnie do którego ostatecznie to wcisnę wydarzy się coś EMOCJONUJĄCEGO, jak sądzę. Więc przetrwajcie ten post, by w następnym troszkę się zadziwić ;) 
No i chciałam podkreślić, że Neville odegra jeszcze znaczną rolę w tym opowiadaniu!
Całuję serdecznie, dziękuję za wszystkie komentarze i życzę świetnych wakacji!

Czytelnicy

Harry Potter Broom