Can
I be or was I there
It felt so crystal in the air
I still want to drown whenever you leave
It felt so crystal in the air
I still want to drown whenever you leave
Please
teach me gently how to breathe
-Birdy
-
Teodor
Nott śmiał się rytmicznym tonem jeszcze przez parę sekund, a za
każdym razem gdy napotykał zdruzgotane spojrzenie brązowych oczu
Ginny, ponawiał serię. Dziewczyna miała wrażenie, że robił on
wszystko, by wyprowadzić ją z równowagi. Zacisnęła mocno rękę
w pięść pod stołem, czując ból wbijanych paznokci w miękką
tkankę.
Nie
rozumiała również, co wprowadziło Notta w tak znakomity humor.
Rozważała ilość spożytego napitku oraz niestabilność
psychiczną chłopaka. Nie od dziś było wiadomo, że był on
samotnikiem, odludkiem społeczeństwa, który od czasu do czasu, dla
własnych korzyści, sprzymierzał się z idiotami pokroju Dracona
Malfoya. A to czyniło go dokładnie takim samym idiotą, którego
wolała unikać.
Teraz
jednak była skazana na jego towarzystwo, siedząc z nim w obskurnym
barze, zaprzeczając własnym myślom, które nakazywały jej trzymać
się od niego z daleka.
-
Co ty do cholery robisz? - spytała w końcu ze słyszalnym w głosie
zarzutem. Miała ochotę na wszystko, byle tylko przerwać napiętą
strunę ciszy, wytworzoną wokół nich. Tylko od czasu do czasu
zagłuszanej przez wrzaski upitych czarodziei. Bez dźwięk wisiał
nad nimi zupełnie jak ogromny sopel lodu, który chwilę potem miał
zerwać się i runąć prosto na głowę rudowłosej.
-
Aktualnie? Piję wódkę - odpowiedział, ponownie krztusząc się
śmiechem. Ginny miała wrażenie, że za chwilę zadławi się na
dobre i dokładnie rozważała czy okazać mu pomoc. Zastanawiała
się czy może raczej wyjść, udając, że nic się nie stało.
Odurzeni alkoholem ludzie i tak nie zdaliby sobie sprawy z tego, że
ktoś w barze potrzebuje pomocy.
Chciała
jednak dowiedzieć się czegoś więcej o jego poczynaniach, więc z
rezygnacją stwierdziła, że w takim wypadku byłaby zmuszona wybrać
pierwszą opcję. Westchnienie abdykującego umysłu niemal wyrwało
jej się z piersi, stając się rzeczywistym gestem.
-
Chodziło mi o twoje wcześniejsze zachowanie – powiedziała
pewnie, nie mając ochoty na kolejne tsunami ciszy. Może odezwała
się zbyt głośno, ponieważ skąpo ubrana kelnerka odwróciła
twarz w ich stronę.
-
Picie wina?
Ginny
podniosła brew do góry, zastanawiając się jak to jest być takim
skończonym idiotą. Czy fascynująco jest wstawać każdego ranka
wiedząc, że nie ma on żadnych perspektyw?
-
Eh, a niech cię, Nott. Dobrze wiesz o czym myślę.
-
Szczerze mówiąc, ja myślę, że powinnaś napić się jednego z
tutejszych trunków - Przesunął dwoma palcami szklankę w stronę
Ginny z do połowy pełnym drinkiem.
Dziewczyna
natychmiast odsunęła kieliszek, miała wrażenie, że jeszcze zanim
dotknął on jej ciepłej dłoni. Chłód lodu dodanego do napoju
uraził jej palce zsyłając na nią Syberię dla tkanek. W czasie
tej czynności napotkała dziwnie gorące opuszki Notta.
Ich
spojrzenia się skrzyżowały, a Ginny poczuła jak rozżarzony
węgiel topił jej czekoladowe oczy, zamieniając je w płynną masę.
Jego wzrok, choć pijany, miał w sobie pewną siłę, która
napawała ją zdumieniem. Ten człowiek był chodzącym sekretem
własnej tożsamości.
Postanowiła
ponowić więc swoje pytanie, tym razem uderzając w samo sedno. Nie
miała czasu na jego gierki, ponieważ zdawała sobie sprawę, że
kupowanie podręczników trwało kilka minut, a jej nieobecność
trwała już przynajmniej o połowę więcej. Wiedziała, że lada
moment rodzice zaczną się niepokoić, przeszukiwać okolice i
jeszcze przez nią wpadną w kłopoty.
Przez
jej umysł cichutko, na paluszkach, przebiegła myśl, co takiego
stałoby się, gdyby zauważyli ją w zapijaczonym barze razem z
zapijaczonym kolegą ze szkoły. A co powiedziałby Harry?
-
Czy to ty pożyczyłeś mi pięć galeonów? - spytała, kładąc
nacisk na trzecie słowo. Starała się nie zwracać uwagi na jego
intensywnie irytujący, zawadiacki uśmiech, wskazujący na to, iż
jednak miał z tą sprawą coś wspólnego. Chciała porozmawiać z
nim jak z normalnym człowiekiem, wszystko wyjaśnić, ale Teodor był
otoczony pajęczyną chroniących go tajemnic. Zawsze tak było;
chował się w nich, byle tylko nie pokazać swojego prawdziwego
oblicza. Był jak w zabezpieczającym go lustrze, które pokazywało
tylko tą część jego, jaką on w danym momencie był skłonny
uwidocznić swojemu rozmówcy.
-
Czy wygląda ci dziś na święto Bożego Narodzenia? - zironizował,
patrząc w górę, jakby szukał znaku z niebios. Ginny pomyślała,
że faktycznie był on jej najwyraźniej potrzebny, by rozwiązać tą
zawiłą sytuację. Po tych słowach Nott zanurzył usta w szklance,
upijając kolejny łyk.
Dziewczyna
przez moment obserwowała jego drgającą podczas przełyku krtań,
zastanawiając się czy ta konwersacja miała jakąkolwiek szansę na
powodzenie.
-
Nie, dlatego zdziwiłam się, że bałwany chodzą po ulicach –
odburknęła zrezygnowana, siląc się na nieszczery uśmiech,
bardziej do siebie, niż Notta. Teodor spojrzał się na nią
intensywnie.
-
Po prostu mi podziękuj.
-
Za co, skoro to nie ty dałeś mi potrzebne pieniądze? - zapytała,
czując falę satysfakcji, przebijającą jej się pod skórą,
która nieśmiało szeptała jej, że coś w nim się przełamało,
niczym góra lodowa, gdy uderzy w twardą materię. Miała nadzieję,
że nareszcie przestał żartować i ta dziecinada uległa końcowi.
Niestety, zapomniała o jednym, małym szczególe. Rozmawiała
przecież z Teodorem Nottem.
-
Nigdy nie powiedziałem, że ci ich nie dałem.
-
Na pewno? - W jego oczach pojawiły się niepokojące iskierki,
przypominające małe sopelki lodu w morzu nocy.
-
Nie.
Rudowłosa
wiedziała, że czas jej się lada moment skończy, a przed oczami
niemal namacalnie stał zegar, nerwowo wystukujący godzinę.
Wskazówki niebezpiecznie szybko zmieniały swoje położenie.
Stwierdziła, że musi spróbować innej metody, o ile chciała
dowiedzieć się czegoś więcej. Bez żadnych dyskusji.
Z
idiotami się nie dyskutuje. Pomyślała.
-
Skoro to ty, a jak mniemam tak, pożyczyłeś mi te pieniądze, to
muszę ci je oddać. Zaraz pójdę do taty i poproszę go o tą
kwotę. Ty odzyskasz swoje pięć galeonów, a ja będę mieć czyste
sumienie. Zaczekaj tu tylko – powiedziała, gotowa za chwilę zejść
z krzesła i poszukać ojca.
Jego
palce nerwowo przesunęły się ku dłoni dziewczyny, a dzieląca ich
skóry bariera zdawała się być cienką iluzją. Dziewczyna
zauważyła, że się wahał, jednak ostatecznie opuścił rękę.
-
Nie musisz mi nic oddawać – szepnął cicho, jakby pogrążając
się na chwilę w świecie marzeń.
-
Jak to? Nie chcesz tych pieniędzy? - zapytała zaskoczona, nie
dowierzając w bezinteresowność któregokolwiek ze ślizgonów.
Przez chwilę panowała pomiędzy nimi napięta cisza, którą jednym
tchem przerwał pogardliwy ton Notta:
-
I tak już jesteś dostatecznie biedna.
Ginny
poczuła się tak, jakby chłopak właśnie ją spoliczkował. Była
bardzo wrażliwa na punkcie pieniędzy swojej rodziny. Więc każdy
żart z ich udziałem był dla niej istnym utrapieniem, odczuciem
jakby ktoś wbił w jej serce metalową śrubę i wkręcał coraz
mocniej i mocniej, łamiąc kości niczym zapałki.
-
Tylko finansowo, a to może się w każdej chwili zmienić, za to ty
jesteś bardzo biedny umysłowo i niestety, póki co, nikt nie
wynalazł na twoją przypadłość żadnego eliksiru – odpyskowała
mu ze złością, natarczywie wpatrując się w kieliszek, którym
Teodor właśnie się bawił, przesuwając po nim dłońmi; głaszcząc
go troskliwie jak domowe zwierzę. Chłopak spojrzał na nią,
dostrzegając na jej twarzy pokłady furii, uśmiechnął się do
swojej szklanki.
-
Zraniła cię moja uwaga? Nie musisz się jednak na mnie wyżywać,
Ginevro Weasley – rzucił swobodnym tonem, po raz kolejny
zanurzając usta w alkoholu.
-
Nie wyżywam się na tobie, Nott – warknęła, zaciskając żuchwę.
-
Lepiej wyżyj się teraz, bo wiedz, że za niedługo spędzimy ze
sobą sporo czasu – odpowiedział teatralnym tonem, jakby właśnie
odprawiał teatrzyk pod tytułem "Jak zrobić galaretę
z mózgu Ginny Weasley". Dziewczyna jednak tylko parsknęła
głośno śmiechem, przyciskając sobie rękę do ust. Nie wiedziała
skąd w ludziach brał się taki tupet i głupota.
-
Wiesz, Nott... Nie interesują mnie twoje niedorzeczne fantazje -
odpowiedziała cierpko, uśmiechając się ironicznie do lady, na
której opierała łokcie. Nie miała ochoty spoglądać w ciemną
przestrzeń jego oczu, wyjątkowo ją irytujących.
-
Niektóre fantazje stają się rzeczywistością. Ale ty o tym wiesz
najlepiej, co nie, Ginevro Weasley?
Dreszcz
przeszywający ciało Ginny sprawił, że prawie rzuciła się na
Notta. Był on jak impuls elektryczny, gdy włączy się zasilanie.
Ręce mimowolnie zaczęły jej się delikatnie trząść pod stołem,
a włoski na plecach i rękach uniosły się w geście protestu
przeciw wspomnieniom.
Pomyśleć,
że na godzinę zapomniała o otaczającym ją koszmarze. Koszmarze,
którego nie potrafiła wymazać z pamięci, który śnił jej się
co noc przywdziewając najróżniejsze maski, które po odsłonięciu
zawsze przedstawiały jego twarz. I aż ciężko
było sobie wyobrazić, że osoba, przez którą rudowłosa
zapomniała o problemach swojego życia, zatracając się w
sprzeczce, była prekursorem kolejnych myśli o Tomie.
-
Nie wiem o czym mówisz – odpowiedziała chłodno, pomimo wulkanu
emocji kłębiącego się tuż pod skórą. Starała się być
najbardziej pozbawioną jakichkolwiek uczuć istotą, jak to tylko
było możliwe.
-
A więc wkrótce się dowiesz – powiedział, spoglądając na nią
ukradkiem. Ginny nic już z tego nie rozumiała. Nie miała zielonego
pojęcia o co w tym wszystkim chodziło. Czy on należał do jakiejś
mafii prześladowczej? A może do...
Właśnie
w tym momencie drewniane drzwiczki uchyliły się, wydając
charakterystyczny dźwięk informujący o tym, że ktoś właśnie
wszedł do baru. Rudowłosa przerwała na chwilę dochodzenie w
sprawie pieniędzy i obróciła głowę w stronę wejścia. Wysoki,
umięśniony mężczyzna z świecącą w najdrobniejszym świetle
łysiną, powoli sunął nogami w stronę lady.
Wszyscy
obecni czarodzieje nagle umilkli, jakby podejrzany typ zabił ich
samym wzrokiem. Na ich twarzach, pomimo typowych symptomów
alkoholowego odurzenia, malował się strach powiązany grubą nicią
z zaskoczeniem. Kelnerka, która wyszła z zaplecza upuściła
kieliszki, a czerwone napoje rozlały się po podłodze niczym krew
na miejscu zbrodni.
Ginny
nie miała wątpliwości, że był on jednym z popleczników Toma.
Sam
prekursor całego zamieszania wydawał się być niezwykle rozbawiony
całą sytuacją. Teraz jego chód stał się nieco lżejszy, jakby
przez te parę metrów zgubił dziesięć kilogramów. W końcu
dotarł do kontuaru i z uśmiechem usiadł na krześle tuż obok
Notta.
Rudowłosa
zaobserwowała, że Teodor przesunął się w jej stronę i obrócił
głowę w taki sposób, by uniknąć kontaktu wzrokowego z nowo
przybyłym gościem. Czy ktoś taki jak on mógłby się bać?
Ginny
posłała Nottowi zdziwione spojrzenie, ale też z nieco rozbawioną
nutą. Nie odpowiedział jej na zaczepkę; przesunął się jeszcze
bliżej, spuszczając z niej wzrok.
Łysy
uderzył pięścią w stół, prawie że powodując rozlanie się
kieliszka z alkoholem czarnowłosego. Barman natychmiast powrócił z
zaplecza i przerażonym głosem spytał o wybór napoju. Ginny nie
znała trunku, który sobie zamówił, lecz wiedziała, że ktoś taki jak on nie miał raczej w zwyczaju płacić. Była niemal pewna, że zaliczą mu to
na koszt firmy.
-
Na koszt firmy – zwrócił się do niego młody chłopak tuż zza
lady, a drżący głos idealnie komponował się w konwulsje jakie
przeżywały jego pozostałe kończyny. Ginny parsknęła śmiechem,
choć wiedziała, że nie powinna. Teodor posłał jej spojrzenie
godne największego mordercy.
-
Coś cię bawi... - Łysol odwrócił się w jej stronę i uważnie
zlustrował, omijając Notta w taki sposób, jakby był wyłącznie
hologramem. Wtedy na jego twarzy wykwitł triumfalny uśmiech. -
Te, ruda, ty jesteś przyjaciółką Pottera?
Ginny
natychmiast zrobiła się biała jak ściana. Nie zaprzeczyła
jednak.
-
Tak, pamiętam, to ty! - Wskazał na nią palcem i pokiwał nim w
górze. Zsiadł z krzesła, które wydało dźwięk ulgi i podszedł
do niej, przy każdym ruchu uginając nogi jak kot skradający się
na swoją ofiarę. - Czarny Pan na pewno się ucieszy gdy cię
spotka. Może coś mu podpowiesz o Potterze? - spytał, a uśmiech
nie schodził mu z obleśnej twarzy.
-
Jedyne co mogę mu podpowiedzieć to to, że przegra – odpyskowała
Ginny.
W
jednym momencie wydarzyło się kilka zdarzeń. Najpierw łysy
chwycił rudowłosą gwałtownie za nadgarstek, powodując tym samym
ból, przypominający założenie za ciasnych kajdanek. Ona starała
się wyrwać, lecz on był stanowczo silniejszy.
I
wtedy do akcji wkroczył Nott. Nagle podniósł się z krzesła,
jakby został porażony prądem o wysokim nasileniu. Wyrósł zza
potężnego bezwłosego mężczyzny i chwycił go od tyłu. Tamten
natychmiast się odwrócił, chcąc uderzyć na niego z całą swoją
mocarnością, jednak w ostatnim momencie zaprzestał ataku.
-
Dzieciak starego Notta? - On pokiwał głową, ale Ginny nie widziała
reakcji drugiego. - Co ty tu robisz z tą dziwką Pottera?
Teodor
spojrzał uważnie na rudowłosą, która ledwo trzymała się na
nogach, ujmując ręką swój zbolały nadgarstek. W jego oczach nie
widziała jednak współczucia czy ciepła, więc poważnie
zastanowiła się co kierowało jego postępowaniem. Smoliste
tęczówki wyrażały jedynie powagę.
Wiedziała,
że nie odczuwał w nawet najmniejszym stopniu strachu. Po prostu nie
bał się tego przysadzistego mężczyzny. Do głowy wpadła jej
zwariowana myśl. Czyżby on ją krył przez ten cały czas? Czy
próbował ją zasłonić?
-
Zostaw ją – rzucił obojętnie, jakby mówił o porzuceniu
papierka na chodniku, a nie życiu jakiejś osoby. Ginny czuła się
jak w jakimś kiepskim przedstawieniu teatralnym, w którym jakimś
cudem brała udział bez własnej zgody.
-
Lubiłem twojego ojca, ale jeśli nie zejdziesz mi z drogi to
dostarczę cię matce w kilku kawałkach. - Teodor zmarszczył się i
przez ułamek sekundy dziewczyna zaobserwowała, że był
zdenerwowany. Potem jednak jego twarz ponownie nie wyrażała żadnych
głębszych uczuć. Czy on w ogóle jakieś miał?
Wtem
Nott zbliżył się do potężnego mężczyzny i szepnął mu coś do
ucha, nie spuszczając wzroku z zaskoczonej rudowłosej, która
odzyskała już większą świadomość po całym zdarzeniu. Łysol
odsunął się, prawie przydeptując tym samym tak małą w
porównaniu z nim brązowowoką i odwrócił się do niej, mierząc
ją wściekłym spojrzeniem.
Chwilę
potem przybliżył się do kontuaru, zanurzył łapczywie usta w
trunku i wyszedł szybkim krokiem z baru. Ginny miała wrażenie, że
podczas jego kroków ziemia nieznacznie drżała. Wraz z jego
odejściem w knajpie ponownie zrobiło się głośno.
Teodor
obrzucił ją spojrzeniem, którego intencji nie potrafiła wybadać.
Zastanawiała się co takiego mógł powiedzieć temu zapaleńcowi,
dzięki czemu zrezygnował z zamiaru zawleczenia jej do Toma. Myślała
także o tym, czy jakaś część Toma szepnęłaby mu, że kiedyś
byli przyjaciółmi. Czy tak stary, zepsuty żądzą władzy człowiek
miał w sobie jeszcze jakieś małe luki, w których schroniły się
resztki dobra?
Zanim
Ginny zdążyła się zorientować, czarnowłosy również ruszył
szybkim, pewnym krokiem w stronę drewnianych drzwiczek, sprawiając wrażenie zdenerwowanego.
Miała w
głowie jednocześnie pustkę i gnające tysiące niespokojnych
myśli. Czuła się jak w jakimś szaleńczym pogoniu, gdzie jedna
niedorzeczność ścigała drugą.
-
Hej! - zawołała donośnie, starając się przekrzyczeć donośne
gwary.
Teodor zatrzymał się na chwilę, będąc jedną stopą w
barze a drugą już na zewnątrz. Światło dnia wdarło się do
ciemnego pomieszczenia, wylewając się niczym fala na twarz
chłopaka.
On odwrócił się w jej stronę i obrzucił ją ostatnim spojrzeniem, jakby mówiącym"to jeszcze nie
koniec". Ginny jednak zdecydowanie miała już dość wrażeń.
~*~
Pierwszy
września.
Ginny
stała na zatłoczonym peronie, w którym to mogła na chwilę poczuć
klimat powracania do szkoły. Tutaj nic się nie zmieniło, pomimo że
tak naprawdę wszystko uległo diametralnej zmianie. W dłoni
kurczowo ściskała małą walizkę zapakowaną aż po brzegi
niezbędnymi przedmiotami do przetrwania roku.
Przetrwania...
Jak głupio teraz to brzmiało w jej głowie. Do przetrwania raczej
niepotrzebne były jej poskładane równo ubrania, szczoteczka do
zębów i kilka par butów. Do przetrwania niezbędne były odwaga,
zdolności i spryt. Zapakowane więc rzeczy należało raczej nazwać
przyrządami, dzięki którym łatwiej było funkcjonować.
Pierwszy
raz też u jej boku nie było nikogo z rodziny.
Fred
i George skończyli już szkołę, rodzice byli zbyt zajęci i
przejęci własnymi sprawami oraz zamieszaniem z Ronem z Harry'm,
którzy wyruszyli w najniebezpieczniejszą wyprawę na świecie.
Zdani wyłącznie na siebie, bez niczyich rad, na których mogliby
się wesprzeć.
Wnętrze
Ginny trawiło od środka z zazdrości, że sama nie mogła się tam
z nimi udać. Oni mieli ratować społeczność czarodziejów,
podczas gdy ona będzie zakuwać do sprawdzianów? Jaki był cel tej
nauki, gdy nie wiedziało się nawet czy ta chwila nie była twoją
ostatnią? Czy nie nadejdzie już nowy poranek, gdy już na zawsze
utkniemy w krainie bez promieni światła, otoczeni zewsząd
ciemnością?
Ekspres
Hogwart przemknął przez pole widzenia Ginny, zupełnie jak
wspomnienia, do których już zawsze przyszło jej powracać i
zatrzymał się niezgrabnie. Szyny aż zazgrzytały, jakby wydając
sprzeciw gwałtownej jeździe maszynisty i dziewczyna przez moment
miała wrażenie, iż widziała niepokorne iskierki mające swój
początek tuż nad brzuchem potężnej maszyny.
Rodzice
najmłodszych czarodziei poczęli całować ich w czoła, szeptać
czułe słówka o tym, jak to wspaniale będzie im w tej szkole oraz
że z pewnością im się tam spodoba. Ginny zastanawiała się czy
był jeszcze ktoś na tyle naiwny, by w to wierzyć. Miała wrażenie,
że dzieci teraz po prostu rodziły się ze świadomością
wpompowaną im przez krew niepewności swoich rodzicielek, jeszcze
będąc płodem.
Rudowłosa
zastanowiła się przez moment, co jej powiedziałaby matka, gdyby
była z nią teraz na peronie. Czy zapewniłaby ją o bezpieczeństwie
czy może raczej po prostu by ją przytuliła, niszcząc tym samym
cały strach kłębiący się pod skórą dziewczyny? Przez tą
samotność, która wkradła się do jej umysłu, paradoksalnie
poczuła się jakby ktoś ją spoliczkował, dosadnie wyjaśnił jej,
że przyczyną jej odosobnienia była jej własna osoba.
Paradoksalnie, ponieważ była całkiem sama; nawet wiatr unikał jej
obecności.
Ginny
ostrożnie poruszyła stopami; dopiero teraz zdała sobie sprawę, że
zupełnie zdrętwiały jej od ciągłego stania. Poczuła więc
nieznaczny ból, który był jedynie małym kamyczkiem w wielkim
kanionie jej wszystkich problemów.
Bała się co mogło stać się
Harry'emu, Ronowi i jej przyjaciółce, Hermionie, którzy udali się
w poszukiwaniu przedmiotów, dzięki którym mogliby zniszczyć Toma.
Dziewczyna dobrze wiedziała, że nie było to proste, a wręcz
prawie awykonalne. Na własnej skórze odczuła działanie jego
niszczącej potęgi, która potrafiła doprowadzić człowieka do
obłędu.
Zanim
rudowłosa zdążyła wsiąść do pociągu, ktoś zakradł się do
niej od tyłu i jednym ruchem zakrył jej pole widzenia.
Dezorientacja ogarnęła zmysł Ginny, a dłoń w której trzymała
walizkę rozluźniła uścisk, powodując upadek trzymanej przez nią
wcześniej rzeczy. Podobną niemoc czuła w czasie wakacji w barze z
Nottem. Z Nottem, który w jakiś dziwny i niepokojący sposób
przyczynił się do uratowania jej skóry.
Krzyknęła
odruchowo, lecz bardziej przypominało to jęk myszy niż wołanie o
pomoc. Gdy tylko oszołomienie minęło, gwałtownie dźgnęła
delikwenta łokciem w brzuch. Odsunął się z prędkością podobną
do wjeżdżającego na stację ekspresu i natychmiast umożliwił jej
widzenie. Zamrugała z nasiloną mocą i obróciła się w stronę
przestępcy.
-
N... Neville... - wydusiła zaskoczona, podbiegając do niego.
Zauważyła, że ludzie stojący obok patrzyli się na nich z
zaciekawieniem, ale zignorowała ten fakt. - Nic ci nie jest? -
spytała, podając mu dłoń. Chłopak stał koślawo na nogach,
lekko zgarbiony dotykał dłońmi swojego brzucha. Spojrzał
ukradkiem na jej wyciągniętą rękę i spoglądał na nią
badawczym wzrokiem jeszcze przez parę sekund, zanim przyjął pomoc,
jakby próbując sprawdzić, czy przypadkiem ponownie niedostanie
kuksańca w bok.
-
Na Merlina, kobieto, chciałaś mnie zabić? - zapytał i spojrzał
na nią srogim wzrokiem. Jego powaga uderzyła Ginny. Twarz nie
wyrażała żadnych emocji, zupełnie jakby Longbottom na kilka minut
zamienił się w marmurowy posąg. A i one mają czasem milsze wyrazy
twarzy. - Pozostaw tą kwestię Sama-Wiesz-Komu.
-
Przepraszam, Neville... Nie wiedziałam, że to ty. Gdybym wiedziała,
nie uderzyłabym cię.
-
No ja myślę – odpowiedział, nadal dziwnie poważny. To po prostu
wydawało się Ginny być jakimś chorym położeniem. Czy czegoś
nie zrozumiała? Czy naprawdę zachowała się tak okropnie,
uderzając kogoś, kto zakradł się do niej od tyłu, nie wiedząc
kim był? Przez chwilę rozważyła całą tą sytuację. W momencie,
gdy każdy mógł być zabójcą, Neville'owi zebrało się na jakieś
szczeniackie wygłupy, za które jeszcze potem miał pretensje?
Po
chwili wnikliwego obserwowania jego twarzy, Ginny już wiedziała, że
coś w niej uległo zmianie, odkąd zobaczyła ją po raz pierwszy od
zakończenia wakacji. Zmarszczki obok oczu się uwydatniły, a one
same zamieniły w małe szparki koloru sadzy. I właśnie wtedy
Neville wybuchnął serdecznym śmiechem, opierając łokieć na jej
barku.
-
Idiota – powiedziała Ginny, również uśmiechając się wesoło.
Dobrze było znów go widzieć. Ponownie poczuć tą cudowną
atmosferę, nawet jeśli tylko na tą jedną chwilę.
-
No i kto to mówi? - Zrobił pauzę na zawadiacki uśmiech. - Nie, to
znaczy, to dobrze, że jesteś taka czujna. Tylko czemu zawsze musisz
być taka, gdy chcę ci zrobić niespodziankę?
-
Niespodzianki chyba nie są w obecnym czasie najlepszą opcją, nie
uważasz? - spytała, już trochę uspokojona, bo do jej głowy
ponownie wdarł się złodziej, jednym strzałem zabijający jej
wcześniejsze rozluźnienie.
-
Niespodzianki są zawsze najlepszą opcją. Zwłaszcza w obecnym
okresie.
-
To znaczy? - zadała pytanie, nieco podejrzliwie.
-
Tęskniłem. - Neville przytulił się do niej gwałtownie, a ona po
krótkiej chwili odwzajemniła czułość. Nie rozumiała, jaki
związek miało to z niespodzianką, jednak jedynym czego teraz
pragnęła, było by chwila zapomnienia w ramionach przyjaciela
trwała jak najdłużej. Zamknęła na chwilę oczy, czując, że ten
rok, pomimo powrotu Toma i całego tego zagrożenia, mógł być
jednak znośny.
~*~
Wiem,
wiem, wiem. Ogromna przerwa, wynikająca z całego zamieszania
związanego z rokiem szkolnym. Nie rozpieszczałam Was przez ten
(ponad) miesiąc, przyznaję. Jednak teraz zaczęły się upragnione
dla wszystkich wakacje, podczas których mam mnóstwo czasu i zapału
do tworzenia i sprawdzania kolejnych rozdziałów. Tym razem nie
przewiduję opóźnień ;)
W III rozdziale lub w IV, nie wiem jeszcze dokładnie do
którego ostatecznie to wcisnę wydarzy się coś EMOCJONUJĄCEGO,
jak sądzę. Więc przetrwajcie ten post, by w następnym troszkę
się zadziwić ;)
No
i chciałam podkreślić, że Neville odegra jeszcze znaczną rolę w
tym opowiadaniu!
Całuję
serdecznie, dziękuję za wszystkie komentarze i życzę świetnych
wakacji!